W mediach podano wczoraj przelicznik Euro na PLN, który obowiązywał będzie przy wypłacie tzw. dopłat bezpośrednich dla gospodarstw rolnych. W sieci znowu podnosi się lament, że rolnicy dostają kasę, a przecież w polu to im samo rośnie a Oni mogą spać do południa. Do tego opłacają składki w KRUS po jakiś śmiesznych stawkach. Dostaną do tego dopłaty do zbóż, bo tanio sprzedali, odszkodowania, bo była susza, uruchomione będą nowe programy, aby każdy bamber mógł kupić sobie za pół darmo kolejne kombajny, traktory i multum rolniczego tałatajstwa. GUS do tego dokłada swoją cegiełkę publikując uśredniony zysk z hektara na poziomie 5,5 tys. PLN. Z narracji tej wynika, że prowadzenie gospodarstwa rolnego to mega dochodowy interes, gdzie nie trzeba nic robić, tylko doić dopłaty, aby dobudować SPA, bo sam basen przy czterystu metrowej willi to już za mało.
Tyle teoria a praktyka – no to tu jest gorzej, zdecydowanie gorzej. Ktoś prowadzący JDG się nieco zdziwi, natomiast Ten na etacie wyskoczy z butów. Jednak lecimy po kolei
Rolnicy dostają dotację – TAK, jest to fakt niezaprzeczalny i tak jak każdy kto ma BOMBELKA może liczyć na 800+ tak rolnicy dostają kasę do każdego hektara, który posiadają i który się kwalifikuję do dopłat. Jest to od zwykle kilkaset złotych ROCZNIE do hektara – takie 800+/ROK. Teraz kolejna informacja – wiecie po ile sprzedajemy zboża na mąkę, kaszę czy chrupki? Cena ta w tym roku w zależności od surowca to kwota od 500 do 800 PLN/T a takie stawki mieliśmy już w 2006 roku. Dodam, że według danych GUS średnio z tego hektara mamy 5 ton zbóż. Ceny skupów wahają się gdyż stawki określa Giełda , do rolników należy jedynie decyzja czy sprzedadzą surowiec tanio czy taniej. Wiem, że wielu nie uwierzy mi na słowo, że cena surowca do produkcji chleba jest taka sama jak 20 lat temu, natomiast cena produktu na półce w sklepie jest wyższa o jakieś 500%. Tak zdaję sobie sprawę, że zdrożał prąd, gaz, paliwo, najem, pracownik i wiele innych, co ma wpływ na podwyżki. Dlatego Ktoś wymyślił system dopłat, aby rolnicy nie umarli z głodu.
W przełożeniu z rolniczego na ludzki: Pani Krysia jest fryzjerką i prowadzi niewielki zakład. Pracuje 6-7 dni w tygodniu świadcząc usługi fryzjerskie, jednak zapłatę nie otrzymuję zaraz po wyłączeniu maszynki a po roku. Przez rok musi opłacić wszystkie rachunki, ubezpieczenia, utrzymać siebie i rodzinę, ogarnąć najem i leasing a po roku dostanie jednorazowo lub etapami całą kasę za rok pracy. Następnie gdy ma nadejść upragniona wypłata KTOŚ za Nią ustala stawkę usług fryzjerskich sugerując się tym, że w Bangladeszu jest wysyp fryzjerów a w Ekwadorze od 3 miesięcy trwa epidemia łysienia. W ten sposób z 50 PLN za głowę, stawka spada do 20 PLN. Po odliczeniu kosztów wychodzi na to, że Pani Krysia pracuje Pro Bono więc, aby nie rzuciła tej katorgi i abyśmy wszyscy nie chodzili rozczochrani pewna instytucja po procesie kontrolnym i spełnieniu wymogów dorzuci 5 PLN od głowy.
Teraz czas na opus magnum systemu ubezpieczeń czyli KRUS. Stawki są niewielkie, bo miesięcznie to jakieś od 200 do 700 złotych za Emerytalny i Zdrowotny. W tym miejscu niejeden z JDG czy Etatowiec dostaje piany na usta, gdyż ON płaci 10 razy więcej!!! Tak to prawda, że rolnicy mają mega tanie ubezpieczenia ale mało kto wie, że wiążą się z tym głodowe emerytury na poziomie 1500 PLN. Od razu dodam, że nie chodzi tu o użalanie się o złą dolę rolników-emerytów, lecz o pragmatyczny układ: tanie ubezpieczenie ->marna emerytura.
W każdym filmie musi być moment dramatyczny i tutaj choć nie jest to film będzie podobnie. Chodzi o ubezpieczenie zdrowotne w KRUS. Osobom nagminnie korzystającym, czy też wyłudzającym z L4 zaleca się pominięcie poniższego akapitu, gdyż sama wizja, że w ten sposób mógłby
funkcjonować klasyczny system ubezpieczeń na ZUS może doznać stanów lękowych, za które nie biorę odpowiedzialności. Wszyscy czytacie na własne ryzyko:
W ubiegłym roku w listopadzie uprawiając pola zaczął boleć mnie brzuch, po kilku przejazdach nie martwiłem się już o to, czy zdążę przed deszczem zasiać późne pszenice a o to, czy dam radę z pola zjechać do domu. Mój wyrostek stwierdził, że nie zatka się powodując zapalenie, On zrobi mi imprezę na bogato rozlewając się i powodując zapalenie otrzewnej. Impreza w szpitalu trwała nieco ponad dwa tygodnie i dostałem permanentny zakaz podnoszenia ciężkich rzeczy, szarpania i generalnie wszystkiego co robi się prowadząc gospodarstwo. L4 na 3 miesiące!!! Nie zostało mi nic innego jak patrzeć, gdy KTOŚ mnie zastępuję w MOJEJ robocie robiąc to INACZEJ niż ja bym to zrobił. Wtedy uświadomiłem sobie, że przecież będąc na L4 należy mi się zasiłek chorobowy. Rozpocząłem wypełnianie dokumentów i dowiedziałem się, że zasiłek chorobowy przysługuje po 30 dniach choroby i wynosi on 20 PLN za DOBĘ. Tak! nie pomyliłem się, za to, że prawie wąchałem kwiatki od spodu otrzymam 20 PLN dziennie. Gdyby to nie był wyrostek a zwykła tygodniowa grypa nie należałaby mi się nawet 1 złotówka.
Ponownie z rolniczego na ludzki: bombelek jest chory – Twój problem, masz hiper-biegunkę i jedyne co Cię podtrzymuje przy życiu to fakt, że nie jest połączona z Alzheimerem – kilo Stoperanu i do roboty. Jesteś rolniczką w ciąży – dostaniesz dwie dychy dziennie a gdy urodzisz dziecko 1000 PLN tzw. Kosiniakowego. KRUS się w tańcu nie cacka z chorymi, płacisz grosze, dostajesz grosze i temat zamknięty. Najzabawniej wygląda to, gdy rolnik ma zatrudnionych pracowników, którym ma obowiązek opłacać ZUS. Jeśli obaj zachorują na 2 tygodnie, to zgodnie z prawem rolnik sam nie dostając NIC, natomiast musi wypłacić zasiłek chorobowy w wysokości 80% podstawy pensji dla swojego etatowego pracownika.
Teraz wisienka na torcie: dopłaty do zbóż, gdyż cena spadła o 50%, bo politycy stwierdzili, że można importować na potęgę surowce, które nie spełniają żadnych europejskich norm. Po pół roku od złożenia wniosku dostaniesz 10% tego co zarobiłbyś, gdyby nie decyzja polityczna. W dniu następnym nawozy i środki ochrony roślin magiczne drożeją o 20-30%. Przychodzi susza od której ubezpieczyć się praktycznie nie możesz, a nawet jak Ci się uda to nawet gdyby dno Odry wyglądało jak Sahara, jeżeli administracja państwowa nie stwierdzi suszy, to Jej nie ma. Nadeszła susza i zamiast tych GUSoskich 5 ton zbierasz 2 to i tak algorytm stwierdza czy masz suszę czy nie, jeśli w skali całego gospodarstwa straty nie przekroczą 30% nie należy Ci się nic, jeśli się załapiesz, to dostaniesz 500 PLN gdy w plecy jesteś 5000 PLN. Znowu pisząc po ludzku: jeśli masz dwie ręce i urwie Ci jedną w całości aż po ramię, to należy Ci się odszkodowanie, natomiast jeśli stracisz tylko dłoń, do tego lewą to nie należy Ci się NIC, bo przecież nadal masz dwie ręce a dłoń nie stanowi 30% ręki.
Teraz dotacje na maszyny – ech to temat tak obszerny i barwny, że gdyby opisać to jako książkę mogłaby się stać bestsellerem jednak dziś tylko w skrócie. Potrzebujesz ciągnik za 300 tys. PLN i jest dotacja, ale na sam ciągnik nie dostaniesz i musisz dobrać maszyny za kolejne 300 tys. PLN wtedy diler dowiaduje się, że ciągnik jest na dotacje i nastaje cenowy update w którym ciągnik kosztuje 400 tys. PLN. Na koniec kupując maszyny za 700 tys. PLN dostajesz 250 tys PLN zwrotu bo tyle jest limitu na gospodarstwo na okres 7 lat. Jeśli potrzebujesz drugi traktor to kupujesz go już bez dotacji, bo prawo zabrania. Co do cen maszyn pewien traktor w 2016 roku kosztował 200 tys. w 2020 kupiłem go za 300 tyś, natomiast będąc na targach wyceniono mi go na 450 tys. PLN.
Wyliczeń GUSu nikt nie rozumie i nie traktuje poważnie. Są trochę jak średnia krajowa podawana brutto, bez podania jaki % pracowników ją zarabia. Dobrze wyglądają na słupkach w urzędowych statystykach. No i w banku przy zdolności kredytowej, gdy rolnik idzie wziąć kolejny kredyt. Podsumowując sprawę rolniczej ekonomii to jest ona dużo bardziej złożona, ponieważ zmiennych jest wiele, jak choćby struktura upraw, wysokość plonów i cen skupu, koszta środków i surowców do produkcji, koszta dzierżaw, wielkości gospodarstw, płace pracowników i wiele innych. Dlatego dziwi mnie corocznie podawana średnia, której nikt nie rozumie. Statystyka dotycząca mnie i mojego psa dobrze podsumowuje gusowską średnią.
Powiedziałbym, że podsumowanie będzie proste jak budowa cepa, jednak w XXI wieku nie każdy wie czym było i do czego służyło takie narzędzie jak cep. Dlatego krótko i na temat: „wszędzie dobrze gdzie nas nie ma” a do cudzego portfela zwykle nie warto zaglądać.
Autor: Grzegorz Połeć Polski Rolnik Ponad Podziałami